Wisława Szymborska  III

  Poems:

 

Clochard

Clochard

A little on the soul

DUSZA

Experiment

EKSPERYMENT

Some people

Jacyś ludzie

Poça de água

Kałuża

The Silence of Plants

MILCZENIE ROŚLIN

Un amore felice

Miłość szczęśliwa

Negative

Negatyw

Ritratto di donna

Portret kobiecy

Reality demands

Rzeczywistość wymaga

List

Spis

No end of fun

Sto pociech

Tem piada

Sto pociech

This day

TEN DZIEŃ

Stage fright

Trema

Birthday

Urodziny

Smiles

Uśmiechy

One version of events

Wersja wydarzeń 

Poetry reading

WIECZÓR AUTORSKI

Everything

WSZYSTKO

 

 

                                                 more poems        O        O        O        O

 

 

Birthday

  

So much world all at once – how it rustles and bustles!

Moraines and morays and morasses and mussels,

The flame, the flamingo, the flounder, the feather –

How to line them all up, how to put them together?

All the tickets and crickets and creepers and creeks!

The beeches and leeches alone could take weeks.

Chinchillas, gorillas, and sarsaparillas –

Thanks do much, but all this excess of kindness could kill us.

Where’s the jar for this burgeoning burdock, brooks’ babble,

Rooks’ squabble, snakes’ quiggle, abundance, and trouble?

How to plug up the gold mines and pin down the fox,

How to cope with the linx, bobolinks, strptococs!

Tale dioxide: a lightweight, but mighty in deeds:

What about octopodes, what about centipedes?

I could look into prices, but don’t have the nerve:

These are products I just can’t afford, don’t deserve.

Isn’t sunset a little too much for two eyes

That, who knows, may not open to see the sun rise?

I am just passing through, it’s a five-minute stop.

I won’t catch what is distant: what’s too close, I’ll mix up.

While trying to plumb what the void's inner sense is,
I'm bound to pass by all these poppies and pansies.
What a loss when you think how much effort was spent
perfecting this petal, this pistil, this scent
for the one-time appearance, which is all they're allowed,
so aloofly precise and so fragilely proud.

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

Urodziny
 

Tyle naraz świata ze wszystkich stron swiata:

moreny, mureny i morza, i zorze,

i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech -

jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?

Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,

bodziszki, modliszki - gdzie ja to pomieszczę?

Motyle, goryle, beryle i trele -

dziękuję, to chyba o wiele za wiele,

Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,

i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?

Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,

co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?

Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,

a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!

Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta -

dziekuję, doprawdy nie czuję się warta.

Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?

Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?

Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:

co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.

Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.

Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.

Jużc hoćby najmniejszy - szalony wydatek:

fatyga łodygi i listek, i płatek

raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,

wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle.

 

 

 

 

 

 

EVERYTHING

 

Everything -
a bumptious, stuck-up word.
It should be written in quotes.
It pretends to miss nothing,
to gather, hold, contain, and have.
While all the while it's just
a shred of gale.

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

WSZYSTKO

 

Wszystko -
słowo bezczelne i nadęte pychą.
Powinno być pisane w cudzysłowie.
Udaje, że niczego nie pomija,
że skupia, obejmuje, zawiera i ma.
A tymczasem jest tylko
strzępkiem zawieruchy.

 

 

 

Poça de Água

 

Recordo bem este medo da infância.

Evitava as poças,

sobretudo as novas, após a chuva.

Afinal, uma delas poderia năo ter fundo,

ainda que parecesse igual ŕs outras.

 

Ponho o pé e, de súbito, afundar-me-ei,

voando para baixo,

cada vez mais baixo,

rumo ŕs nuvens reflectidas

ou talvez mais além.

 

Depois a poça secar-se-á,

fechar-se-á por cima de mim,

e eu ali, presa para sempre,

com um grito que năo chega ŕ superfície.

 

Só mais tarde compreendi que

nem todas as más aventuras

cabem nas regras do mundo

e mesmo que o quisessem,

năo poderiam acontecer.

 

in “Chwila” (Instante), 2002

 

De:  Alguns gostam de poesia, Antologia, Cwesław Miłosz e Wisława Szymborska, Selecçăo, introduçăo e traduçăo de Elżbieta Milewska e Sérgio das Neves, Editora Cavalo de Ferro, Lisboa, 2004, ISBN 972-8791-29-1

 

Kałuża

 

Dobrze z dzieciństwa pamiętam ten lęk.
Omijałam kałuże,

zwłaszcza te świeże, po deszczu.
Któraś z nich przecież mogła nie mieć dna,

choć wyglądała jak inne.


Stąpnę i nagle zapadnę się cała,
zacznę wzlatywać w dół,

i jeszcze głębiej w dół,
w kierunku chmur odbitych

a może i dalej.


Potem kałuża wyschnie,

zamknie się nade mną,
A ja na zawsze zatrzaśnięta – gdzie –
Z niedoniesionym na powierzchnię krzykiem.


Dopiero później przyszło zrozumienie:
Nie wszystkie złe przygody
Mieszczą się w regułach świata
I nawet gdyby chciały,
Nie mogą się zdarzyć.

 

 

 

 

 

 

 

LIST

 

 

I’ve made a list of questions
to which I no longer expect answers,
since it’s either too early for them,
or I won’t have time to understand.

The list of questions is long,
and takes up matters great and small,
but I don’t want to bore you,
and will just divulge a few:

What was real
and what scarcely seemed to be
in this auditorium,
stellar and substellar,
requiring tickets both to get in
and get out;

What about the whole living world,
which I won’t succeed
in comparing with a different living world; 

What will the papers
write about tomorrow;

When will wars cease,
and what will take their place;

Whose third finger now wears
the ring
stolen from me — lost;

Where’s the place of free will,
which manages to be and not to be
simultaneously;

What about those dozens of people —
did we really know each other; 

What was M. trying to tell me
when she could no longer speak;

Why did I take bad things
for good ones
and what would it take
to keep from doing it again?

There are certain questions
I jotted down just before sleep.

On waking
I couldn’t make them out.

Sometimes I suspect
that this is a genuine code,
but that question, too,
will abandon me one day.

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

SPIS

 

Sporządziłam spis pytań,
na które nie doczekam się już odpowiedzi,
bo albo za wcześnie na nie,
albo nie zdołam ich pojąć.

Spis pytań jest długi,
porusza sprawy ważne i mniej ważne,
a że nie chcę was nudzić,
wyjawię tylko niektóre:

Co było rzeczywiste,
a co się ledwie zdawało
na tej widowni
gwiezdnej i podgwiezdnej,
gdzie prócz wejściówki
obowiązuje wyjściówka;

Co z całym światem żywym,
którego nie zdążę
z innym żywym porównać;

O czym będą pisały
nazajutrz gazety;

Kiedy ustaną wojny
i co je zastąpi;

Na czyim teraz palcu
serdeczny pierścionek
skradziony mi —zgubiony;

Gdzie miejsce wolnej woli,
która potrafi być i nie być
równocześnie;

Co z dziesiątkami ludzi -
czy myśmy naprawdę się znali;

Co próbowała mi powiedzieć M.,
kiedy już mówić nie mogła;

Dlaczego rzeczy złe
brałam za dobre
i czego mi potrzeba,
żeby się więcej nie mylić?

Pewne pytania
notowałam chwilę przed zaśnięciem.
Po przebudzeniu
już ich nie mogłam odczytać.

Czasami podejrzewam,
że to szyfr właściwy.
Ale to też pytanie,
które mnie kiedyś opuści.

 

 

 

 

 

The Silence of Plants

A one-sided relationship is developing quite well between you and me.
I know what a leaf, petal, kernel, cone, and stem are,
and I know what happens to you in April and December.

Though my curiosity is unrequited,
I gladly stoop for some of you,
and for others I crane my neck.

I have names for you:
maple, burdock, liverwort,
eather, juniper, mistletoe, and forget-me-not;
but you have none for me.

After all, we share a common journey.
When traveling together, it's normal to talk,
exchanging remarks, say, about the weather,
or about the stations flashing past.

We wouldn't run out of topics
for so much connects us.
The same star keeps us in reach.
We cast shadows according to the same laws.
Both of us at least try to know something,
each in our own way,
and even in what we don't know
there lies a resemblance.

Just ask and I will explain as best I can:
what it is to see through my eyes,
why my heart beats,
and how come my body is unrooted.

But how does someone answer questions
which have never been posed,
and when, on top of that
the one who would answer
is such an utter nobody to you?

Undergrowth, shrubbery,
meadows, and rushes…
everything I say to you is a monologue,
and it is not you who's listening.

A conversation with you is necessary
and impossible,
urgent in a hurried life
and postponed for never.

 

 trans. Joanna Trzeciak                   

 

MILCZENIE ROŚLIN


Jednostronna znajomość między mną a wami
rozwija się nie najgorzej.

Wiem co listek, co płatek, kłos, szyszka, łodyga,
i co się z wami dzieje w kwietniu, a co w grudniu.

Chociaż moja ciekawość jest bez wzajemności,
nad niektórymi schylam się specjalnie,
a ku niektórym z was zadzieram głowę.
 

Macie u mnie imiona:
klon, łopian, przylaszczka,
wrzos, jałowiec, jemioła, niezapominajka,
a ja u was żadnego.

Podróż nasza jest wspólna.
W czasie wspólnych podróży rozmawia się przecież,
wymienia się uwagi choćby o pogodzie,
albo o stacjach mijanych w rozpędzie.

Nie brakłoby tematów, bo łączy nas wiele.
Ta sama gwiazda trzyma nas w zasięgu.
Rzucamy cienie na tych samych prawach.
Próbujemy coś wiedzieć, każde na swój sposób,
a to, czego nie wiemy, to też podobieństwo.

Objaśnię jak potrafię, tylko zapytajcie:
co to takiego oglądać oczami,
po co serce mi bije
i czemu moje ciało nie zakorzenione.

Ale jak odpowiadać na niestawiane pytania,
jeśli w dodatku jest się kimś
tak bardzo dla was nikim.

Porośla, zagajniki, łąki i szuwary -
wszystko, co do was mówię, to monolog,
i nie wy go słuchacie.

Rozmowa z wami konieczna jest i niemożliwa.
Pilna w życiu pospiesznym
i odłożona na nigdy.

 

 

 

 

Negative

 

Against a grayisch sky

a grayer cloud

rimmed black by the sun.

 

On the left, that is, the right,

a white cherry branch with black blossoms.

 

Light shadows on your dark face.

You'd just taken a seat at the table

and put your hands, gone pray, upon it.

 

You look like a ghost

who's trying to summon up the living.

 

(And since I still number among them,

I should appear to him and tap:

good night, that is, good morning,

farewell, that is, hello.

 

And not grudge questions to any of his answers

concerning life,

that storm before the clam).

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

Negatyw

 

Na niebie burym

chmurka jeszcze bardziej bura

z czarną obwódką słońca.

 

Na lewo, czyli na prawo,

biała gałąź czereśni z czarnymi kwiatami.

 

Na twojej ciemnej twarzy jasne cienie.

Zasiadłeś przy stoliku

i położyłeś na nim poszarzałe ręce.

 

Sprawiasz wrażenie ducha

który próbuje wywoływać żywych.

 

(ponieważ jeszcze zaliczam się do nich,

powinnam mu się zjawić i wystukać:

dobranoc , czyli dzień dobry,

żegnaj , czyli witaj.

 

I nie skąpić mu pytań na żadną odpowiedź,

jeśli dotyczą życia,

czyli burzy przed ciszą.)

 

 

 

 

 

Ritratto di donna

 

Deve essere a scelta.
Cambiare, purché niente cambi.
E' facile,impossibile, difficile, ne vale la pena.
Ha gli occhi, se occorre, ora azzurri, ora grigi,
neri, allegri, senza motivo pieni di lacrime.
Dorme con lui come la prima venuta, l'unica al mondo.
Gli darň quattro figli, nessuno, uno.
Ingenua, ma ottima consigliera.
Debole, ma sosterrŕ.
Non ha la testa sulle spalle, perň l'avrŕ.
Legge Jaspers e le riviste femminili.
Non sa a che serve questa vite, e costruirŕ un ponte.
Giovane, come al solito giovane, sempre ancora giovane.
Tiene nelle mani un passero con l'ala spezzata,
soldi suoi per un viaggio lungo e lontano,
una mezzaluna, un impacco e un bicchierino di vodka.
Dove č che corre, non sarŕ stanca?
Ma no, solo un poco, molto, non importa.
O lo ama, o si č intestardita.
Nel bene, nel male, e per l'amor del cielo!

 

Portret kobiecy
 

Musi być do wyboru,

Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.

To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.

Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,

Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.

Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.

Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.

Naiwna, ale najlepiej doradzi.

Słaba, ale udźwignie.

Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.

Czyta Jaspera i pisma kobiece.

Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.

Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.

Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,

własne pieniądze na podróż daleką i długą,

tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.

Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.

Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.

Albo go kocha albo się uparła.

Na dobre, na niedobre i na litość boską.

 

 

 

 

 

 

Some people

 

Some people flee some other people.
In some country under a sun
and some clouds.

They abandon something close to all they've got,
sown fields, some chickens, dogs,
mirrors in which fire now preens.

Their shoulders bear pitchers and bundles.
The emptier they get, the heavier they grow.

What happens quietly: someone's dropping from exhaustion.

What happens loudly: someone's bread is ripped away,
Someone tries to shake a limp child back to life.
 

Always another wrong road ahead of them,
Always another wrong bridge
Across an oddly reddish river.
Around them, some gunshots, now nearer, now farther away,
Above them a phane seems to circle.
 

Some invisibility would come in handy,
some grayish stoniness,
or, better yet, some nonexistence
for a shorter or a longer while.

Something else will happen, only where and what,
Someone will come at them, only when and who,
in how many shapes, with what intentions.
If he has a choice,
maybe he won't be the enemy
and will let them live some sort of life.

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

 

Jacyś ludzie


Jacyś ludzie w ucieczce przed jakimiś ludźmi.
W jakimś kraju pod słońcem
i niektórymi chmurami.

Zostawiają za sobą jakieś swoje wszystko,
obsiane pola, jakieś kury, psy,
lusterka, w których właśnie przegląda się ogień.

Mają na plecach dzbanki i tobołki,
im bardziej puste, tym z dnia na dzień cięższe.

Odbywa się po cichu czyjeś ustawanie,
a w zgiełku czyjeś komuś chleba wydzieranie
i czyjeś martwym dzieckiem potrząsanie.

Przed nimi jakaś wciąż nie tędy droga,
nie ten, co trzeba most
nad rzeką dziwnie różową.
Dokoła jakieś strzały, raz bliżej, raz dalej,
w górze samolot trochę kołujący.

Przydałaby się jakaś niewidzialność,
jakaś bura kamienność,
a jeszcze lepiej niebyłość
na pewien krótki czas albo i długi.

Coś jeszcze się wydarzy, tylko gdzie i co.
Ktoś wyjdzie im naprzeciw, tylko kiedy, kto,
w ilu postaciach i w jakich zamiarach.
Jeśli będzie miał wybór,
może nie zechce być wrogiem
i pozostawi ich przy jakimś życiu.

 

 

 

 

One Version of Events

 

If we’d been allowed to choose,
we’d probably have gone on forever.

The bodies that were offered didn’t fit,
and wore out horribly.

The ways of sating hunger
made us sick.
We were repelled
by blind legacy
and the tyranny of the glands.

The world that was meant to embrace us
decayed without end
and the effects of causes raged over it.

Individual fates
were presented for our inspection:
appalled and grieved,
we rejected most of them.

Questions naturally arose, e.g.,
who needs the painful birth
of a dead child
and what’s in it for a sailor
who will never reach the shore.

We agreed to death,
but not every kind.
Love attracted us,
of course, but only love
that keeps its word.

Both fickle standards
and the impermanence of artworks
kept us wary of the Muses’ service.

Each of us wished to have a homeland
free of neighbors
and to live his entire life
in the intervals between wars.

No one wished to seize power
or be subject to it.
No one wanted to fall victim to his own or others’ delusions.
No one volunteered
for crowd scenes and processions,
to say nothing of dying tribes---
although without all of these
history couldn’t run its charted course
through the centuries to come.

Meanwhile, a fair number
of stars lit earlier
had died out and grown cold.
It was high time for a decision.

Voicing numerous reservations,
candidates finally emerged
for a number of roles as healers and explorers,
a few obscure philosophers,
one or two nameless gardeners,
artists and virtuosos---
though even these livings couldn’t all be filled
for lack of other kinds of applications.

It was time to think
the whole thing over.

We’d been offered a trip
from which we’d surely be returning soon,
wouldn’t we.

A trip outside eternity---
monotonous, no matter what they say,
and foreign to time’s flow.
the chance may never come our way again.

We were besieged by doubts.
Does knowing everything beforehand
really mean knowing everything.

Is a decision made in advance
really any kind of choice.
Wouldn’t we be better off
dropping the subject
and making our minds up
once we get there.

We looked at earth.
Some daredevils were already living there.

A feeble weed
clung to a rock,
trusting blindly
that the wind wouldn’t tear it off.

A small animal
dug itself from its burrow
with an energy and hope
that puzzled us.

We struck ourselves as prudent,
petty, and ridiculous.

In any case, our ranks began to dwindle.
The most impatient of us disappeared.
They’d left for the first trial by fire,
This much was clear,
especially by the glare of the real fire
they’d just begun to light
on the steep bank of an actual river.

A few of them
actually turned back.
But not in our direction.
And with something they seemed to have won in their hands.

 

translated from Polish by Stanislaw Baranczak        

 and Clare Cavanagh                                      
 

Wersja wydarzeń 


Jeżeli pozwolono nam wybierać,
zastanawialiśmy się chyba długo.

Proponowane ciała były niewygodne
i niszczyły się brzydko.

Mierziły nas
sposoby zaspokajania głodu,
odstręczało
bezwolne dziedziczenie cech
i tyrania gruczołów.

Świat, co miał nas otaczać,
był w bezustannym rozpadzie.
Szalały sobie na nim skutki przyczyn.

Z podanych nam do wglądu
poszczególnych losów
odrzuciliśmy większość
ze smutkiem i zgrozą.

Nasuwały się takie na przykład pytania
czy warto rodzić w bólach
martwe dziecko
i po co być żeglarzem,
który nie dopłynie.

Godziliśmy się na śmierć,
ale nie w każdej postaci.
Pociągała nas miłość,
dobrze, ale miłość
dotrzymująca obietnic.

Od służby sztuce
odstraszały nas
zarówno chwiejność ocen
jak i nietrwałość arcydzieł.

Każdy chciał mieć ojczyznę bez sąsiadów
i przeżyć życie
w przerwie między wojnami.

Nikt z nas nie chciał brać władzy
ani jej podlegać,
nikt nie chciał być ofiarą
własnych i cudzych złudzeń,
nie było ochotników
do tłumów, pochodów
a już tym bardziej do ginących plemion
– bez czego jednak dzieje
nie mogłyby się w żaden sposób toczyć
przez przewidziane wieki.

Tymczasem spora ilość
zaświeconych gwiazd
zgasła już i wystygła.
Była najwyższa pora na decyzję.

Przy wielu zastrzeżeniach
zjawili się nareszcie kandydaci
na niektórych odkrywców i uzdrowicieli,
na kilku filozofów bez rozgłosu,
na paru bezimiennych ogrodników,
sztukmistrzów i muzykantów
– choć z braku innych zgłoszeń
nawet i te żywoty
spełnić by się nie mogły.

Należało raz jeszcze
całą rzecz przemyśleć.

Została nam złożona
oferta podróży,
z której przecież wrócimy
szybko i na pewno.

Pobyt poza wiecznością,
bądź co bądź jednostajną
i nie znającą upływu
mógł się już nigdy więcej nie powtórzyć.

Opadły nas wątpliwości,
czy wiedząc wszystko z góry
wiemy naprawdę wszystko.

Czy wybór tak przedwczesny
jest jakimkolwiek wyborem
i czy nie lepiej będzie puścić go w niepamięć,
a jeżeli wybierać
– to wybierać tam.

Spojrzeliśmy na Ziemię.
Żyli już na niej jacyś ryzykanci.
Słaba roślina
czepiała się skały
z lekkomyślną ufnością,
że nie wyrwie jej wiatr.

Niewielkie zwierzę
wygrzebywało się z nory
z dziwnym dla nas wysiłkiem i nadzieją.

Wydaliśmy się sobie zbyt ostrożni,
małostkowi i śmieszni.

Wkrótce zaczęło nas zresztą ubywać.
Najniecierpliwsi gdzieś się nam podziali.
Poszli na pierwszy ogień
- tak, to było jasne.
Rozpalali go właśnie
na stromym brzegu rzeczywistej rzeki.

Kilkoro
wyruszało już nawet z powrotem.
Ale nie w naszą stronę.
I jakby coś pozyskanego? niosąc?

 

 

 

 

This Day

 

The shrill of doorbell still returning to my ears.
Who is it? What's the news, why so early?
I don't want to know. I may still be asleep.
I won't do it, I will not open the door.

 

Is it dawn already outdoors with its frost,
Blinding me so much I look around through tears?
Was it a clock thundering with seconds?
Or my heart which by itself thunders much more?

 

As long as the first words remain unspoken,
Uncertainty brings hope, my comrades...
They keep silent, knowing they must read the words
From another's stooped head, from their shut lips.

 

What's the order given to us - profile four
Looking down form the revolution's banner?
- Call more soldiers, call not less than thousand more
We need more at each and every of these gates!

 

Here's the Party - the eyes of humankind,
Here's the Party - peoples' strength and conscience.
No part of his life shall ever be forgotten.
His Party will fight the darkness of his mind.

 

Unfeeling signs on a printed page
Won't reflect the trembling of my hand,
Not crooked with pain, untouched by tears.
The way it should be, it had better stay like this.
 

 

Translation  by Anna Piwnicka                 

 

TEN DZIEŃ  

 

Jeszcze dzwonek, ostry dzwonek w uszach brzmi.
Kto u progu? Z jaką wieścią, i tak wcześnie?
Nie chcę wiedzieć. Może ciągle jestem we śnie.
Nie podejdę, nie otworzę drzwi.

Czy to ranek na oknami, mroźna skra
tak oślepia, że dokoła patrzę łzami?
Czy to zegar tak zadudnił sekundami.
Czy to moje własne serce werbel gra?

Póki nikt z was nie wypowie pierwszych słów,
brak pewności jest nadzieją, towarzysze...
Milczę. Wiedzą, że to czego nie chcę słyszeć -
muszę czytać z pochylonych głów.

Jaki rozkaz przekazuje nam
na sztandarach rewolucji profil czwarty?
- Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty!
Wzmocnić warty u wszystkich bram!

Oto Partia - ludzkości wzrok.
Oto Partia: siła ludów i sumienie.
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.
Jego Partia rozgarnia mrok.

Niewzruszony drukarski znak
drżenia ręki mej piszącej nie przekaże,
nie wykrzywi go ból, łza nie zmaże.
A to słusznie. A to nawet lepiej tak."

 

 

 

A LITTLE ON THE SOUL

 

Periodically one has a soul.
Nobody has it all the time and forever.

 

Day after day, year after year
can pass without it.

 

Sometimes only in rapture
and in fears of childhood
it dwells within longer.
Sometimes only in the astonishment,
that we have become old.

 

It rarely assists us
in strenuous pursuits,
such as moving furniture,
carrying suitcases
or tromping through a road in tight shoes.

 

While filling in forms
and chopping meat
it usually takes the day off.

 

In a thousand of our conversations
it participates in one,
and not even necessarily in one,
preferring silence.

 

When our bodies start aching more and more,
it silently leaves the ward.

It's fussy:
it doesn't see us immediately in a crowd,
it sickens at our attempts at mere advantage
and the shrill clamor of business.

 

Joy and sorrow
are not all that different to it.
Only in the combination of them
does it stand up.

 

We can rely on it,
when we are certain of nothing,
and when everything seizes us.

 

Among all material objects
it likes best clocks with pendulums
and mirrors, which work fervently,
Even when nobody looks.

 

It doesn't say where it comes from
and when it will disappear next,
But it clearly awaits such questions.

 

It looks like,
as much as we need it,
also it
needs us for something too.

 

 

Translated from the Polish by Rick Hilles and Maja Jablonska

 

                                           

  DUSZA

 

 

Duszę się miewa.

Nikt nie ma jej bez przerwy i na zawsze.

 

Dzień za dniem,rok za rokiem

może bez niej minąć.

 

Czasem tylko w zachwytach

i lękach dzieciństwa

zagnieżdża się na dłużej.

Czasem tylko w zdziwieniu,

że jesteśmy starzy.

 

Rzadko nam asystuje

podczas zajęć żmudnych,

jak przesuwanie mebli,

dźwiganie walizek,

czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

 

Przy wypełnianiu ankiet

i siekaniu mięsa

z reguły ma wychodne.

 

Na tysiąc naszych rozmów uczestniczy w jednej

a i to niekoniecznie, bo woli milczenie.

 

Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,

cichcem schodzi z dyżuru.

 

Jest wybredna:niechętnie widzi nas w tłumie,

mierzi ją nasza walka o byle przewagę

i terkot interesów.

 

Radość i smutek

to nie są dla niej dwa różne uczucia.

Tylko w ich połączeniu jest przy nas obecna.

 

Możemy na nią liczyć

kiedy niczego nie jesteśmy pewni,

a wszystkiego ciekawi.

 

Z przedmiotów materialnych

lubi zegary z wahadłem

i lustra, które pracują gorliwie,

nawet gdy nikt nie patrzy.

 

Nie mówi skąd przybywa

i kiedy znowu nam zniknie,

ale wyraźnie czeka na takie pytania.

 

Wygląda na to,

że tak jak ona nam,

również i my

jesteśmy jej na coś potrzebni.

 

 

 

 

 

Poetry Reading

To be a boxer, or not to be there
at all. O Muse, where are our teeming crowds?
Twelve people in the room, eight seats to spare
it's time to start this cultural affair.
Half came inside because it started raining,
the rest are relatives. O Muse.

 

The women here would love to rant and rave,
but that's for boxing. Here they must behave.
Dante's Infemo is ringside nowadays.
Likewise his Paradise.
O Muse.

 

Oh, not to be a boxer but a poet,
one sentenced to hard shelleying for life,
for lack of muscles forced to show the world
the sonnet that may make the high-school reading lists
with luck. O Muse,
O bobtailed angel, Pegasus.

 

In the first row, a sweet old man's soft snore:
he dreams his wife's alive again. What's more,
she's making him that tart she used to bake.
Aflame, but carefully-don't burn his cake!
we start to read.
O Muse.

      Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

WIECZOR AUTORSKI  

   

Muzo, nie być bokserem to jest nie być wcale.

Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam.

Dwanaście osób jest na sali,

już czas ,żebyśmy zaczynali.

Połowa przyszła, bo deszcz pada,

reszta to krewni. Muzo.

 

Kobiety rade zemdleć w ten jesienny wieczór,

zrobią to, ale tylko na bokserskim meczu.

dantejskie sceny tylko tam.

I wniebobranie. Muzo

 

Nie być bokserem, być poetą,

mieć wyrok skazujący na ciężkie norwidy,

z braku muskulatury demonstrować światu

przyszłą lekturę szkolną-w najszczęśliwszym razie-

o Muzo. O Pegazie,

aniele koński.

 

W pierwszym rządku staruszek slodko sobie śni,

że mu żona nieboszczka z grobu wstała i

upiecze staruszkowi placek ze śliwkami.

Z ogniem, ale niewielkim, bo placek się spali,

zaczynamy czytanie .Muzo.

 

 

 


NO END OF FUN

So he's got to have happiness,
he's got to have truth, too,
he's got to have eternity
did you ever!
 

He has only just learned to tell dreams from waking;
only just realized that he is he;
only just whittled with his hand ne' fin
a flint, a rocket ship;
easily drowned in the ocean's teaspoon,
not even funny enough to tickle the void;
sees only with his eyes;
hears only with his ears;
his speech's personal best is the conditional;
he uses his reason to pick holes in reason.
In short, he's next to no one,
but his head's full of freedom, omniscience, and the Being
beyond his foolish meat -
did you ever!
 

For he does apparently exist.
He genuinely came to be
beneath one of the more parochial stars.
He's lively and quite active in his fashion.
His capacity for wonder is well advanced
for a crystal's deviant descendant.
And considering his difficult childhood
spent kowtowing to the herd's needs,
he's already quite an individual indeed -
did you ever!
 

Carry on, then, if only for the moment
that it takes a tiny galaxy to blink!
One wonders what will become of him,
 

since he does in fact seem to be.
And as far as being goes, he really tries quite hard.
Quite hard indeed - one must admit.
With that ring in his nose, with that toga, that sweater.
He's no end of fun, for all you say.
Poor little beggar.
A human, if ever we saw one.

 Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

Sto pociech

Zachciało mu się szczęścia,
zachciało mu się prawdy,
zachciało mu się wieczności,
patrzcie go!

ledwie rozróżnił sen od jawy,
ledwie domyślił się, że on to on,
ledwie wystrugał rękę z płetwy
rodem krzesiwo i rakietę,
łatwy do utopienia w łyżce oceanu,
za mało nawet śmieszny,
żeby pustkę śmieszyć,
oczami tylko widzi,
uszami tylko słyszy,
rekordem jego mowy jest tryb warunkowy,
rozumem gani rozum,
słowem: prawie nikt,

ale wolność mu w głowie,
wszechwiedza i byt poza
niemądrym mięsem,
patrzcie go!

Bo przecież chyba jest,
naprawdę się wydarzył
pod jedna z gwiazd prowincjonalnych.
Na swój sposób żywotny
i wcale ruchliwy.
Jak na marnego wyrodka kryształu -
dość poważnie zdziwiony.
Jak na trudne dzieciństwo
w koniecznościach stada
nieźle już poszczególny.
Patrzcie go!

Tylko tak dalej,
dalej choć przez chwile,
bodaj przez mgnienie galaktyki malej!
Niechby się wreszcie z grubsza okazało,
czym będzie, skoro jest.

A jest - zawzięty.
Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo.
Z tym kółkiem w nosie,
w tej todze,
w tym swetrze.
Sto pociech, bądź co bądź.
Niebożę.

Istny człowiek.

 

 

 

Tem piada

 

Apeteceu-lhe a felicidade,

apeteceu-lhe a verdade,

apeteceu-lhe a eternidade,

vejam só!

 

Mal discerniu o sonho da realidade,

mal se apercebeu que ele é ele,

mal lhe nasceu a măo da barbatana,

talhou o fuzil e o foguete.

Tăo frágil, que afogar-se-ia numa poça de água,

tăo pouco engraçado, que nem o nada faria rir,

é só com os olhos que vę,

é só com os ouvidos que ouve,

é com o intelecto que reprova o intelecto,

o recorde da sua fala é o modo condicional,

numa palavra: quase ninguém,

mas almeja a liberdade, a omniscięncia

e a existęncia fora da carne néscia,

vejam só!

 

Porque afinal parece existir,

efectivamente aconteceu

sob uma das estrelas provincianas,

ao seu jeito vivaz e bem activo.

Para um vil bastardo de cristal –

bastante se admira.

Para uma infância difícil, condicionada pelo rebanho –

vejam só!

 

Entăo que continue, nem que seja por um instante,

nem que seja pelo clarăo de uma pequena galáxia!

Que por fim se saiba mais ou menos

o que será, uma vez que é.

E ele é tenaz,

tenaz, diga-se, e muito.

De argola no nariz, de toga ou casaco de malha.

Tem piada, seja como for.

Pobre coitado.

Enfim – o Homem.

 

in “Sto pociech” (Tem piada), 1967

 

De:  Alguns gostam de poesia, Antologia, Cwesław Miłosz e Wisława Szymborska, Selecçăo, introduçăo e traduçăo de Elżbieta Milewska e Sérgio das Neves, Editora Cavalo de Ferro, Lisboa, 2004, ISBN 972-8791-29-1

Sto pociech

Zachciało mu się szczęścia,
zachciało mu się prawdy,
zachciało mu się wieczności,
patrzcie go!

ledwie rozróżnił sen od jawy,
ledwie domyślił się, że on to on,
ledwie wystrugał rękę z płetwy
rodem krzesiwo i rakietę,
łatwy do utopienia w łyżce oceanu,
za mało nawet śmieszny,
żeby pustkę śmieszyć,
oczami tylko widzi,
uszami tylko słyszy,
rekordem jego mowy jest tryb warunkowy,
rozumem gani rozum,
słowem: prawie nikt,
ale wolność mu w głowie,
wszechwiedza i byt poza
niemądrym mięsem,
patrzcie go!

Bo przecież chyba jest,
naprawdę się wydarzył
pod jedna z gwiazd prowincjonalnych.
Na swój sposób żywotny
i wcale ruchliwy.
Jak na marnego wyrodka kryształu -
dość poważnie zdziwiony.
Jak na trudne dzieciństwo
w koniecznościach stada
nieźle już poszczególny.
Patrzcie go!

Tylko tak dalej,
dalej choć przez chwile,
bodaj przez mgnienie galaktyki malej!
Niechby się wreszcie z grubsza okazało,
czym będzie, skoro jest.

A jest - zawzięty.
Zawzięty, trzeba przyznać, bardzo.
Z tym kółkiem w nosie,
w tej todze,
w tym swetrze.
Sto pociech, bądź co bądź.
Niebożę.
Istny człowiek.

 

 

 

 

 

 

 

EXPERIMENT

 

As a short subject before the main feature -
in which the actors did their best
to make me cry and even laugh -
we were shown an interesting experiment
involving a head.
 

The head
a minute earlier was still attached to...
but now it was cut off.
Everyone could see that it didn't have a body.
The tubes dangling from the neck hooked it up to a machine
that kept its blood circulating.
The head
was doing just fine.
 

Without showing pain or even surprise,
it followed a moving flashlight with its eyes.
It pricked up its ears at the sound of a bell.
Its moist nose could tell
the smell of bacon from odorless oblivion,
and licking its chops with evident relish
it salivated its salute to physiology.
 

A dog's faithful head,
a dog's friendly head
squinted its eyes when stroked,
convinced that it was still part of a whole
that crooks its back if patted
and wags its tail.
 

I thought about happiness and was frightened.
For if that's all life is about,
the head
was happy.

   Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

EKSPERYMENT

 

Jako dodatek przed wlasciwym filmem,
w ktorym aktorzy robili, co mogli,
zeby mnie wzruszyc, a nawet rozsmieszyc,
wyswietlano ciekawy eksperyment
z glowa.


Glowa
przed chwila jeszcze nalezala do ---
a teraz byla odcieta,
kazdy mogl widziec, ze nie ma tulowia.
Z karku zwisaly rurki aparatu,
dzieki ktoremu krew krazyla nadal.
Glowa
dobrze sie miala.

Bez oznak bolu czy chocby zdziwienia
wodzila wzrokiem za ruchem latarki.
Strzygla uszami, kiedy rozlegal sie dzwonek.
Wilgotnym nosem umiala rozroznic
zapach sloniny od bezwonnego niebytu
i oblizujac sie z wyraznym smakiem
toczyla sline na czesc fizjologii.

Wierna psia glowa.
poczciwa psia glowa,
gdy ja glaskano, przymruzala slepia
z wiara, ze nadal jest czescia calosci,
ktora ugina pod pieszczota grzbiet
i wymachune ogonem.

Pomyslalam o szczesciu i poczulam strach.
Bo gdyby tylko o to w zyciu szlo,
glowa
byla szczesliwa.

 

 

SMILES

The world would rather see hope than just hear
its song. And that's why statesmen have to smile.
Their pearly whites mean they're still full of cheer.
The game's complex, the goal's far out of reach,
the outcome's still unclear - once in a while,
we need a friendly, gleaming set of teeth.
 

Heads of state must display unfurrowed brows
on airport runways, in the conference room.
They must embody one big, toothy "Wow!"
while pressing flesh or pressing urgent issues.
Their faces' self-regenerating tissues
make our hearts hum and our lenses zoom.
 

Dentistry turned to diplomatic skill
promises us a Golden Age tomorrow.
The going's rough, and so we need the laugh
of bright incisors, molars of good will.
Our times are still not safe and sane enough
for faces to show ordinary sorrow.
 

Dreamers keep saying, "Human brotherhood
will make this place a smiling paradise."
I'm not convinced. The statesman, in that case,
would not require facial exercise,
except from time to time: he's feeling good,
he's glad it's spring, and so he moves his face.
But human beings are, by nature, sad.
So be it, then. It isn't all that bad

 Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

Uśmiechy

 

 

 

Z większą nadzieją świat patrzy niż słucha.

Mężowie stanu muszą się uśmiechać.

Uśmiech oznacza,że nie tracą ducha.

Choć gra zawiła , interesy sprzeczne,

wynik niepewny- zawsze to pociecha,

gdy uzębienie białe i serdeczne.

 

 

 

Muszą życzliwie pokazywać czoło

na sali obrad i płycie lotniska.

Ruszać się żwawo, wyglądać wesoło.

Ów tego wita , ten owego żegna.

Twarz uśmiechnięta bardzo jest potrzebna

dla obiektywów i dla zbiegowiska.

 

 

 

Stomatologia w slużbie dyplomacji

spektakularny gwarantuje skutek.

Kłów dobrej woli i siekaczy zgodnych

nie może braknąć w groźnej sytuacji.

Jeszcze nie mamy czasów tak pogodnych,

żeby na twarzach widniał zwykły smutek.

 

 

 

Ludzkość braterska, zdaniem marzycieli,

zamieni ziemię w krainę uśmiechu.

Wątpię.Mężowie stanu, dajmy na to,

uśmiechać by się tyle  nie musieli.

Tylko czasami:że wiosna, że lato,

bez nerwowego skurczu i pośpiechu.

Istota ludzka smutna jest z natury.

Na taką czekam i cieszę się z góry.

 

 

 

 

 

STAGE FRIGHT

Poets and writers.
So the saying goes.
That is poets aren't writers, but who -

Poets are poetry, writers are prose -

Prose can hold anything including poetry,
but in poetry there's only room for poetry -

In keeping with the poster that announces it
with a fin-de-siecle flourish of its giant P
framed in a winged lyre's strings
I shouldn't simply walk in, I should fly -

And wouldn't I be better off barefoot
to escape the clump and squeak
of cut-rate sneakers,
a clumsy ersatz angel -

If at least the dress were longer and more flowing
and the poems appeared not from a handbag but by sleight of hand,
dressed in their Sunday best from head to toe,
with bells on, ding to dong,
ab ab ba -

On the platform lurks a little table
suggesting seances, with gilded legs,
and on the little table smokes a little candlestick -

Which means
I've got to read by candlelight
what I wrote by light of an ordinary bulb
to the typewriter's tap tap tap -
 

Without worrying in advance
if it was poetry
and if so, what kind
 

The kind in which prose is inappropriate
or the kind which is apropos in prose -

And what's the difference,
seen now only in half-light
against a crimson curtain's
purple fringe?

   Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

Trema

Poeci i pisarze.
Tak się przecież mówi.
Czyli poeci nie pisarze, tylko kto -

Poeci to poezja, pisarze to proza -

W prozie może być wszystko, - również i poezja,
ale w poezji musi być tylko poezja -

Zgodnie z afiszem, który ja ogłasza
przez duże, z secesyjnym zawijasem P,
wpisane w struny uskrzydlonej liry,
powinnam raczej wefrunąć niż wejść -

I czy nie lepiej boso,
niż w tych butach z Chełmka
tupiąc, skrzypiąc
w niezdarnym zastępstwie anioła -

Gdyby chociaż ta suknia dłuższa, powłóczystsza,
a wiersze nic z torebki, ale wprost z rękawa,
od święta, od parady, od wielkiego dzwonu,
od bim do bum,
ab ab ba -

A tam na podium czyha już stoliczek
spirytystyczny jakiś, na złoconych nóżkach,
a na stoliczku kopci się lichtarzyk -

Z czego wniosek,
że będę musiała przy świecach
czytać to, co pisałam przy zwykłej żarówce
stuk stuk stuk na maszynie -

Nie martwiąc się zawczasu,
czy to jest poezja
i jaka to poezja -

Czy taka, w której proza widziana jest źle -
Czy taka, która dobrze jest widziana w prozie -

I co w tym za różnica,
wyraźna już tylko w półmroku
na tle kurtyny bordo
z fioletowymi frędzlami?

 

 

 

REALITY DEMANDS


Reality demands
that we also mention this:
Life goes on.
It continues at Cannae and Borodino,
at Kosovo Poije and Guernica.
 

There's a gas station
on a little square in Jericho,
and wet paint
on park benches in Bila Hora.
Letters fly back and forth
between Pearl Harbor and Hastings,
a moving van passes
beneath the eye of the lion at Cheronea,
and the blooming orchards near Verdun
cannot escape
the approaching atmospheric front.
 

There is so much Everything
that Nothing is hidden quite nicely.
Music pours
from the yachts moored at Actium
and couples dance on their sunlit decks.
 

So much is always going on,
that it must be going on all over.
Where not a stone still stands,
you see the Ice Cream Man
besieged by children.

Where Hiroshima had been
Hiroshima is again,
producing many products
for everyday use.

This terrifying world is not devoid of charms,
of the mornings
that make waking up worthwhile.
 

The grass is green
on Maciejowice's fields,
and it is studded with dew,
as is normal with grass.
 

Perhaps all fields are battlefields,
those we remember
and those that are forgotten:
the birch forests and the cedar forests,
the snow and the sand, the iridescent swamps
and the canyons of black defeat,
where now, when the need strikes, you don't cower
under a bush but squat behind it.
 

What moral flows from this? Probably none.
Only the blood flows, drying quickly,
and, as always, a few rivers, a few clouds.
On tragic mountain passes
the wind rips hats from unwitting heads
and we can't help
laughing at that

 

 Translated by Stanislaw Baranczak and Clare Cavanagh  

 

Rzeczywistość wymaga


Rzeczywistość wymaga,
żeby i o tym powiedzieć:
życie toczy się dalej.
Robi to pod Kannami i pod Borodino
i na Kosowym Polu i w Guernice.

Jest stacja benzynowa
na małym palcu w Jerycho,
są świeżo malowane
pod Białą Górą ławeczki.
Kursują listy
z Pearl Harbour do Hastings,
przejeżdża wóz meblowy
pod okiem lwa z Cheronei,
a do rozkwitłych sadów w pobliżu Verdun
nadciąga tylko front atmosferyczny.

Tak wiele jest Wszystkiego,
że Nic jest całkiem nieźle zasłonięte.
Z jachtów pod Akcjum
dochodzi muzyka
i na pokładach w słońcu pary tańczą.

Tyle ciągle się dzieje,
że musi dziać się wszędzie.
Gdzie kamień na kamieniu,
tam wózek z lodami
oblężony przez dzieci.

Gdzie Hiroszima
tam znów Hiroszima
i wyrób wielu rzeczy
do codziennego użytku.

Nie bez powabów jest ten straszny świat,
nie bez poranków,
dla których warto się zbudzić.

Na polach Maciejowic
trawa jest zielona
a w trawie, jak to w trawie,
przezroczysta rosa.

Może nie miejsc innych jak pobojowiska,
te jeszcze pamiętane,
te już zapomniane,
lasy brzozowe i lasy cedrowe,
śniegi i piaski, tęczujące bagna
i jary czarnej klęski,
gdzie w nagłej potrzebie
kuca się dziś pod krzaczkiem.

Jaki stąd płynie morał - chyba żaden.
To, co naprawdę płynie, to krew szybko schnąca
i zawsze jakieś rzeki, jakieś chmury.
Na tragicznych przełęczach
wiatr zrywa z głów kapelusze
i nie ma na to rady -
śmieszy nas ten widok.

 

 

CLOCHARD

 

 

In Paris, on a day that stayed morning until dusk,

in a Paris like -

in a Paris which -

(save me, scred folly of description!)

in a garden by a stone cathedral

(bit built, no, rather

played upon a lute)

a clochard, a lay monk, a naysayer

sleeps sprawled like a knight in effigy.

 

If he ever owned anything, he has lost it,

and having lost it doesn't want it back.

He's still owed soldier's pay for the conquest of Gaul -

but he's got over that, it doesn't matter.

And they never paid him in the fifteenth century

for posing as the thief on Christ's left hand -

he has forgottenall about it, he's not waiting.

 

He earns his red wine

by trimming the neighborhood dogs.

He sleeps with the air of an inventorof dreams,

his thick beard swarming towards the sun.

 

The gray chimeras (to wit, bulldogryphons,

hellephants, hippopotoads, croakodilloes, rhinocerberuses,

behemammoths, and demonopods,

that omnibestial Gothic allegro vivace)

unpetrify

 

and examine him with a curiosity

they never turn on me or you,

prudent Peter,

zealous Michael,

enterprising Eve,

Barbara, Clare.

 

 

Clochard

 

 

W Paryżu, w dzień poranny aż do zmierzchu,

w Paryżu jak

w Paryżu, który

(o święta naiwności opisu, wspomóż mnie!),

w ogrodzie koło kamiennej katedry

(nie zbudowano jej, o nie,

zagrano ją na lutni)

zasnął w sarkofagowej pozie

clochard, mnich świecki, wyrzeczeniec.

 

Jeżeli nawet miał coś - to utracił,

a utraciwszy, nie pragnie odzyskać.

Należy mu się jeszcze żołd za podbój Galii -

przebolał już, nie stoi o to.

Nie zapłacono mu w piętnastym wieku

za pozowanie do lewego łotra -

zapomniał, przestał czekać już.

 

Zarabia na czerwone wino

strzyżeniem okolicznych psów.

Śpi z miną wynalazcy snów

do słońca wyroiwszy brodę.

 

Odkamieniają się szare chimery

(fruwalne, niżły, małpierze i ćmięta,

grzaby, znienacki, głowy samonogie,

wieloractwo, gotyckie allegro vivace)

 

i przyglądaja mu się z ciekawością,

jakiej nie mają dla nikogo z nas,

roztropny Piotrze,

czynny Michale,

zaradna Ewo,

Barbaro, Klaro.

 

 

 

Un amore felice

Un amore felice. Č normale?
č serio? č utile?
Che se ne fa il mondo di due esseri
che non vedono il mondo?

Innalzati l'uno verso l'altro senza alcun merito,
i primi venuti tra un milione, ma convinti
che doveva andare cosě - in premio di che? Di nulla;la luce giunge da nessun luogo -
perché proprio su questi, e non su altri?
Ciň offende la giustizia? Sě.
Ciň infrange i principi accumulati con cura?
Butta giů la morale dal piedistallo? Sě, infrange e butta giů.

Guardate i due felici:
se almeno dissimulassero un po',
si fingessero depressi, confortando cosě gli amici!
Sentite come ridono - č un insulto.
In che lingua parlano - comprensibile all'apparenza.
E tutte quelle loro cerimonie, smancerie,
quei bizzarri doveri reciproci che s'inventano -
sembra un complotto alle spalle dell'umanitŕ!

Č difficile immaginare dove si andrebbe a finire
se il loro esempio fosse imitabile.
Su cosa potrebbero contare religioni, poesie,
di che ci si ricorderebbe, a che si rinuncerebbe,
chi vorrebbe restare piů nel cerchio?

Un amore felice. Ma č necessario?
Il tatto e la ragione impongono di tacerne
come d'uno scandalo nelle alte sfere della Vita.
Magnifici pargoli nascono senza il suo aiuto.
Mai e poi mai si riuscirebbe a popolare la terra,
capita, in fondo, di rado.

Chi non conosce l'amore felice
dica pure che in nessun luogo esiste l'amore felice.

Con tale fede gli sarŕ piů lieve vivere e morire.

 

Taccuino d'amore, Libri Scheiwiller, pp. 79-81.

 

Miłość szczęśliwa

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak stać się musiało - w nagrodę za co?
za nic;
światło pada znikąd -
dlaczego właśnie na tych, a nie na innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.
Czy to narusza troskliwie piętrzone zasady,
strącą ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.
Jakim językiem mówią - zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie -
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!

Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętano, czego zaniechano.

Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jako skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniale dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdolałaby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdy nie ma miłości szczęśliwej.

Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.

 

 

 

 

 

more poems        O        O        O        O